czwartek, 29 maja 2014

środa, 21 maja 2014

Prezent na drugie urodziny

Wielkimi krokami zbliżają się drugie urodziny Zuzi! I znów planowanie, zastanawianie się co i jak.

Jedną z przyjemniejszych rzeczy dotyczących urodzin są oczywiście prezenty. Choć to temat bardzo trudny, trzeba sprawę przemyśleć, żeby nie mieć zbyt wielu gratów.

Taką oto listę stworzyłam:


1. Drewniana kuchnia IKEA - zdecydowanie odpadają plastikowe. Drewniana to podstawa i to taka, żeby była na lata. Prosta, klasyczna i budząca zainteresowanie Zuzi. To nasze "must have" na drugie urodziny. IKEA

2. Rowerek biegowy TUP TUP - wydaje mi się, że to już ten wiek, aby spróbować swoich sił. Kilka stopni regulacji i nisko osadzone siodełko to podstawa, coby rowerek posłużyć trochę. Tup tup

3. Kask Kiddimoto - jeśli rowerek to i kask. Ochrona głowy obowiązkowa. Ten skradł moje serce. Kiddimoto

4 Hulajnoga Mini Micro - to zdecydowana alternatywa dla rowerka. Myślę, że hulajnogę dostanie na imieniny w sierpniu. Blogowy hit. Aktywny smyk

5. Tipi nununu - marzę o nim dla Zuzi od dawna, jednak cena i metraż mieszkania skutecznie mnie odciągają od zakupu. Jednak mimo wszystko uważam, że to świetny prezent, można tam poleniuchować, pobawić się, czy poczytać książku. nununu


1. Bidon Skip Hop- może mało elegancki prezzent, ale bardzo przydatny. Nam się na pewno przyda, niedrogi, ale zawsze odciąży to kieszeń rodzica. Na wycieczki krótki i długie idealny. mamagama.pl

2. Stragan IKEA- zakochałam się w nim. Akurat wcześniej zakupiony czeka na okazję wręczenia. Zwykły, tekturowy, ale jakże urokliwy do zabaw w sklep. IKEA

3. Matrioszki OMM design - do zabawy i do ozdoby. Fajny, niebanalny design. mukaki & friends

4. Puzzle Djeco - tego nigdy mało. 2-elementowe są już passe, ale te trio, historyjowe. Świetna sprawa do kojarzenia zdarzeń. Dwa koty

5. Sztućce - mam już dość plastikowych. I choć mamy jedne zwykłe, to te są piękne. Księżniczki, dla księżniczki. Silit

6. Wózeczek Maileg - bardzo, bardzo mocno chciałabym, aby Zuzia dostała od kogoś taki wózeczek. Jestem zakochana w całej serii i chciałabym, zacząć zbierać dla niej takie akcesoria. Może ktoś jej podaruje. adaboo

7. Króliczek Maileg - pasażer do wózeczka. adaboo

8. Seria książeczek z "Elą" - marzę o całym zestawie. Zuzia nie jest fanką książek, ale jest to mniej więcej ta sama forma, którą prezentuje jej nasza logopeda. O dziwo jest w stanie opowiedzieć jej całą taką książeczkę, więc myślę, że będzie to idealny prezent. A w szczególności ta "Ela na plaży" przyda nam się na wyjazd, oczywiście nad morze. Zakamarki

9. Pojemnik na klocki/klocki LEGO - na gwiazdkę Zuza dostała dużo klocków LEGO Duplo. Przydałby nam się teraz pojemnik na nie oraz jakiś fajny nowy, dziewczęcy zestaw. krainazabawy     LEGO Duplo

Wiem już, że kilka rzeczy z pierwszego zestawienia dostanie. Liczę się z tym, że jednak większość prezentów dostanie spoza listy :/ Żałuję, że takie listy nie są jeszcze tak powszechne. 

piątek, 16 maja 2014

Wszechwiedza

Dzień jak każdy inny. Pobudka, jedzonko, ubieranie się, mycie, zabawa i wyjście na zajęcia.

Wszystko na szybko bo czasu już mało i widzę oczami wyobraźni jak odjeżdza mi autobus.

Na dworzu zimno i leje, zakładamy folię przeciwdeszczową na wózek i niestety zaczyna się płacz. Zuzi najwyraźniej nie spodobało się, że  ma być "pod przykryciem". No trudno, musi to jakoś wytrzymać w autobusie ją zdejmę.

Biegnę, bo czasu coraz mniej i jestem już na przystanku, jednak mam jeszcze chwilę. Zagaduję Zuzię i spostrzegam, że zgubiłyśmy po drodze smoczek. No nic musimy być twarde, nie mamy już czasu żeby po niego wracać. W autobusie obyło się bez płaczu, dziecko nawet jakby zadowolone. Oczywiście krzyki radości, niektóre tak głośne, że aż ludzie się odwracają, więc ja do niej - "cśśśś", a ona jeszcze głośniej, więc przestaje ją uciszać.

Dojechałyśmy na zajęcia u psychologa. Zuza zadowolona, miała chwilę słabości, pokazała jak się teraz zachowuje, ale uspokaja się. Bawi się, współpracuje, nie jest najgorzej. Kilka zaleceń co i jak i powrót do domu.

Czekając na autobus Zuza domaga się smoczka. No niestety, tłumacze jej że zgubiłśmy i niestety nie mam. Chwile narzekania, pobujałam i zapomniała.

Wsiadamy do zatłoczonego autobusu i przez moment jest cisza, żeby zaraz dać czadu. Oczywiście chodzi mi o Zuzię.

Chce smoka i już! Mówię, że nie ma, że zgubiłyśmy i musi dać radę bez niego. Niestety moje gadanie nic nie daje i zaczyna się płacz, wrzask i histeria. Mówię do niej, żeby się nie denerwowała, że jestem przy niej, zagadauję, ale to nic nie poprawia sytuacji. No nic trzeba przetrwać, nie jest to łatwe.

I nagle (po kilku przystankach) mądra pani RADZI mi, abym wzięła dziecko na ręce!

No na boga! Nie miałam nawet ciśnienia, żeby jej odpowiedzieć, bo akurat Zuza znów się zdenerwowała i starałam się ją uspokoić.

Ja wszystko rozumiem, że to nie jest fajne, kiedy w autobusie drze się dziecko, ale trochę wyrozumiałości. Ani to łatwe dla mnie, ani dla dziecka, dla nikogo. Chciałam się zaptać, czy Owa pani weźmie na siebie odpowiedzialność za to jakby mi, albo Zuzi coś się stało przy ewentualnym upadku w autobusie, ale sobie darowałam.

Chciałabym, aby Zuza lepiej radziła sobie ze swoimi emocjami, żebym mogła jej wytłumaczyć, że nic się nie dzieje, że zaraz będziemy na miejscu. Oczywiście mówię jej o tym, ale wiem, że ona tego nie rozumie, a nawet bardzo możliwe, że nie słyszy w tak głośnym miejscu jakim jest zatłoczony autobus.

Chciałabym, aby rozumiała tyle ile rozumie przeciętny dwulatek (a rozumie już bardzo dużo). Jednak mamy całe 11 miesięcy do nadrobienia, a to jest naprawdę dużo w tym wieku. Niestety moja rzeczywistość jest jaka jest i tego nie przeskoczę.

Kurczę, wkurza mnie to, że ludzie uważają, że są wszechwiedzący. Wszystkich wkładają do jednego worka. To, że jedno dziecko lubi jeździć autobusem, to nie oznacza, że inne też lubi. Jedno dziecko lubi jak się je zagaduje i wkłada głowę do wózka inne tego nie lubi i się denerwuje.

Zuza nie lubi kiedy podczas płaczu, ktoś ja dotyka, zagaduje, a nie daj boże robi śmieszne miny. Wtedy jest już katastrofa.

Nie jest mi łatwo w takiej sytuacji, bo wiem, że jej jest źle, że chciałaby się teraz do mnie przytulić, albo zrobić coś fajnego, ale nie może.

Nie będzie tak, że wszystko co chce będzie mogła w danej chwili zrobić czy mieć. Musi się tego nauczyć. Nic jej się nie działo, żebym faktycznie musiała wziąć ją na ręcę i np. usiąść na siedzeniu.

Ale wiadomo jak to jest. Ktoś lepiej wie jak postępować z cudzym dzieckiem, co nie?

A wydawało mi się, że to rodzic najlepiej zna swoje dziecko i wie kiedy coś faktycznie mu się dzieje, jak je wychować itd.!

Ależ jestem zła! A jeszcze czeka mnie jedna podróż autobusem dziś! :( Ehh...

czwartek, 15 maja 2014

Diagnostyka do wszczepienia drugiego implantu ślimakowego

We wtorek i środę byłam z Zuzią na kwalifikacji do drugiego implantu. Ten pobyt różnił się od poprzedniego.

Stawiliśmy się na 10 na izbę przyjęć, oczywiście pomyliliśmy rejestracje, ale nikt na nas nie krzyczał.

Na początek spotkanie z lekarzem prowadzącym. Pani przeprowadziła krótki wywiad, sprawdziła uszka, gardło i nosek Zuzi, a następnie wydała nam plan działania.

Tym razem oragnizacja o niebo lepsza. Ostałyśmy plan na oba dni, gdzie i o której mamy się stawić. Zostały nam zlecone te same badania/spotkania jak ostatnio.

Na pierwszy ogień - wykład o implantach ślimakowych. To jedna sprawa, którą mogliby sobie darować.

Jako mama dziecka niesłyszącego, posiadającego implant staram się śledzić nowinki techniczne. Ogarniam jakie są firm produkujące implanty i procesory. Wiem czym się różni implant od procesora, jak działa i do czego służy, więc uważam że taki wykład jest zbędny. No chyba, że ktoś ma ochotę iść na taki, bo różnica między operacjami jest duża i chce sprawdzić swoją wiedzę. Na szczęście byłam z mężem, który w tym czasie mógł zająć się Zuzią, żeby nie musiała siedzieć na sali.

Później miałyśmy 4 godziny przerwy. Szybki obiad, drzemka, wybudzenie z drzemki, żeby pójść na koleje badanie. I tu znów się trochę zdenerwowałam, bo przyszłam tylko się dowiedzieć, że mam przyjść o 20 na badanie i przyklejenie elektrod do badania nocnego. Wkurzyłam się, bo mogłam spokojnie przyjść sama, a Zuza mogła smacznie dalej spać.

Wróciliśmy na salę i stwierdziliśm, że idziemy na spacer do lasku, bo zanudzimy się w tym pokoju. I tu kolejna paranoja. Trafiłyśm do sali z trzema łóżkami, dwa były zajęte, więc zajęłyśmy wolne (najgorsze środkowe). Z jednego był wypis, a na drugim leżał 12-letni chłopiec, któremu towarzyszyła mama! Po jakimś czasie na trzecie łóżko został dokoptowany nam chłopiec (9 lat) z tatą (razem z nami na kwalifikacji byli). Uważam to za małą paranoję, że dziewczynka leży z chłopcami, a dodatkowo jeden z nich miał zabieg (drenaż ucha). Ehhh....








Wyszaleliśmy się na spacerze, poszliśmy do pobliskiego kiosku, a tam takie odpustowe zabawki. Nie omieszkałam jednej kupić Zuzi (a następnego dnia drugiej :) ).






Najgorsze było przed nami. Czekało na nas badanie ABR w śnie fizjologicznym. Jest to badanie ukazujące odpowiedź pnia mózgu na bodźce dźwiękowe.

Wymęczyliśmy Zuzię, stawiliśmy się na wieczorne badanie. Zrobiliśmy jedno badanie słuchu, pani wytarła jej czoło oraz za uszami, a następnie przykleiła elektrody.


Było już późno więc musiałyśmy pożegnać się z tatą, bo czas odwiedzin się skończył.

Wróciłyśm do pokoju, zjadłyśmy kolację, wykąpałyśmy się i zabiłśmy czas oglądając bajki.

Na szczęście Zuza współpracowała ze mną i szybko usnęła. Chwilę odczekałam i poszłam powiedzieć, że już usnęła oraz sprawdzić, czy nie ma kolejki do badania. Na szczęście technik był wolny, więc wróciłam po Zuzę.

Nie była to łatwa "operacja". Musiałam wziąć te moje 14 kg szczęścia na ręce i zanieść śpiącą jakieś 100m do gabinetu. Sama musiałam sobie pootwierać drzwi po drodze. Na badaniu Zuza pięknie spała, nie przebudzała się.

Tak jak za poprzednim razem wyszło, że przy 500 Hz brak odpowiedzi na oba uszka, tak samo i na trzask. Idealna kandydatka do kolejnego implantu :)

Po badaniu powrót i noc na jednym łóżku. Całkiem przespana, z dwiema przerwami na płacz.

Coś za coś? Córka postanowiła nie być aż tak łaskawa dla matki, więc przed 6 zaczęła się przebudzać, żeby po 6.30 obudzić się całkowicie budząc wszystkich na sali :)

7.20 śniadanie, 7.45 obchód i potwierdzenie wyników nocnego badania, a następnie maraton u specjalistów.

Najpierw poszłyśmy do logopedy, która przeprowadziła wywiad, a następnie sprawdziła czy Zuzia rozpoznaje zwierzątka i krótkie polecenia. Poszło całkiem nieźle. Mamy uaktywnić paluszek i więcej ćwiczyć na normalnych przedmiotach, nie tylko na obrazkach.

Poźniej wizyta u psychologa, której bałam się najbardziej. Oczywiście ze względu na jej zachowanie. Tu także pani przeprowadziła wywiad, sprawdziła jak Zuzia się bawi, jak zachowuje w histerii. I jednak mamy sprawdzić ją u neurologa oraz zdiagnozować ją do integracji sensorycznej. Bo to może faktycznie ją frustrować. U tej pani byłyśmy też poprzednio i po raz drugi rozpłakałam się u niej jak małe dziecko. Wyrzuciłam wszystko co leżało mi na duszy. Stwierdziła, że mam poczucie winy, że Zuza zachowuje się tak jak się zachowuje. Ehh...

Następnie miałyśmy wizytę u technika, który sprawdził reakcje w wolnym polu z implantem, a także w jednym (dobranym/pożczonym) aparacie na drugie ucho. Oczywiście bez implantu było brak reakcji.

A na koniec wizyta u pedagoga. Jak zwykle krótki wywiad i sprawdzenie jak się bawi Zuzi. Pani zapytała się jakie są nasze oczekiwania co do drugiego implantu. Powiedzieliśmy argumenty, które zostały przyjęte. Pani stwierdziła, że Zuzia to idealna kandydatka do przedszkola. Jest jedna rzecz, której po prostu nie rozumiem, jak taki pedagog może zniechęcać do wykonania operacji. Ja rozumiem, że teraz nie będzie już takich efektów, że jest to TYLKO kosmetyka słyszenia, ale na boga to jest jedyna szansa, żeby taka Zuzia miała możliwość słyszenia dwoma uszkami, żeby miała możliwość lepszego rozumienia mowy w hałasie, lokalizowania dźwięku, posiadania stereo. No kurde blaszka. Wkurzyłam się po tej wizycie.

Na koniec wizyta u lekarza prowadzącego. Dostałyśmy wypis oraz instrukcje co mamy zrobić jak dostaniemy listownie decyzję w sprawie kwalifikacji.

Mam nadzieję, że Zuzia dostanie piękny prezent na drugie urodziny, do których został miesiąc i tyle też mamy czekać na list.

poniedziałek, 12 maja 2014

Weekendowe 19/52



"O. znówu podbijam punkt!"

W sobotę wbrałyśmy się z Zuzią na Cała Polska biega z mapą. Pogoda była słaba, ale udało nam się tak przyjechać, że deszcz przestał padać.

Nie "nabiegałyśmy się", bo Zuza po pięciu punktach stwierdziła, że idzie karmić kaczki, także nie ukończyłyśmy trasy. Mimo wszystko było bardzo fajnie :)







A to matka i córka po "bieganiu"


W niedzielę też były w planach zawody. Jednak znów Zuza postanowiła inaczej, zamiast na start postanowiła pójść do bufetu na ciasto :) Także spędziliśmy trochę czasu na świeżym powietrzu ze starymi znajomymi.

W weekend ojcu i matce przybył kolejny rok, więc z rodzinką świętowaliśmy. :)

P.S. Miałyśmy dziś spotkanie w sprawie Integracji Sensorycznej. Pani obejrzała Zuzię, sprawdziła jak się bawi i stwierdziła, że warto zrobić jej pełną diagnozę. Mamy wykluczyć też zaburzenia neurologiczne.

A jutro! wybieramy się do Kajetan na dwa dni w celu zrobienia kwalifikacji do drugiego implantu. Trochę się denerwuję, bo dziś Zuza płakała nam całą noc :( Nic nie pomagało. Mam nadzieję, że kajetanowa noc będzie spokojna. Z resztą nie lubię szpitali.

piątek, 9 maja 2014

Biorę sprawy w swoje ręce

Dziękuję za taki liczny odzew w poprzednim poście. Jednak matczyna intuicja istnieje i wiem, że powinnam na niej polegać.

Chcę sprostować może trochę poprzedniego posta. Nie jest tak, że Zuzia nie jest grzeczna. To jej zachowanie jest chwilowe, zdarza się raz, dwa razy dziennie, czasem nawet nie. Niekiedy histeryzuje, bo coś się od niej chce, a ona jak noworodek chce teraz iść spać, czy jeść. Czasem nie jestem w stanie zapewnić jej tego wszyystkiego i pora snu, czy jedzenia musi się przesunąć. Niemniej ma problem z emocjami i zrobię wszystko, żeby jej pomóc.

Dostałam od Was niezłego kopa i już podziałałam.

W poniedziałek będziemy mieć pierwsze spotkanie z terapeutką zajmującą się integracją sensoryczną. Postawi Zuzi diagnozę i jeśli będzie trzeba to zaczniemy pracować (podejrzewam, że tak właśnie się stanie).

W przysłym tygodniu pójdę też po skierowanie do neurologa, żeby sprawdzić ją pod tym kątem. Mam już namiar na jednego, ale jeśli ktoś zna dobrego neurologa dziecięcego w Warszawie to proszę o namiar.

We wtorek mamy kwalifikację w Kajetanach do drugiego implantu, więc od razu poproszę o konsultację z technikiem od ustawiania procesorów.

Zrobie tyle ile będę mogła, żeby jej się "polepszyło". Czopki wykorzystam przy wychodzących piątkach, co akurat się dzieje, więc się nie zmarnują :) Ale tak jak piszecie nie będę ich dawać, bo tak, żeby ją nafaszerować.

Mam nadzieję, że wszystko jej się nagromadziło - przemęczenie zajęciami, wychodzące piątki, zmiany pogody (po mamusi), źle ustawiony procesor (ewentualnie), problemy neurologiczne (oby nie).

środa, 7 maja 2014

Zdrowie psychiczne

Temat poważny i dla mnie dość trudny.

Ten kto zna Zuzę, nie tylko ze zdjęć wie, że jest żywiołowa. Nie usiedzi w jednym miejscu, ciągle musi coś robić.

Mamy z nią nie mało problemu, bo trafiła nam się histeryczka, buntowniczka, szatan.

Jest też bardzo nerwowa. Śmiejemy się, że po dziadku, ale często nie jest nam do śmiechu.

Ja rozumiem, że jest magiczny bunt dwulatka, ale na boga, to niemożliwe, żeby "normalne" dziecko tak bardzo się denerwowało. Czasem sobie myślę, że ona faktycznie ma jakieś zaburzenia?!

W sumie to od małego była nerwowa, potrafiła wymuszać i dużo płakać, co robi do tej pory. Jest jednak coraz większa, coraz rozumniejsza, więc myślałam, że to wszystko będzie pomału zanikać.

Nad jej zachowaniem pracujemy z panią psycholog.

Ale do rzeczy.

Zuzia potrafi z błahego powodu wpaść w taką histerię, że nie sposób jej uspokoić. Można wtedy do niej gadać i gadać, śpiewać, nosić, tulić, tłumaczyć, a ona bije, sztywnieje, wali głową np. we mnie kiedy trzymam ją w takim momencie. Wydawało już się, że coraz lepiej radzi sobie ze swoimi emocjami, a teraz jakby znów wszystko powróciło. Kiedy wpada w histerię, to czasem zostawiona szybko sama się uspokaja, a czasem coraz bardziej sama się nakręca, że bez mojej pomocy nie daje rady się wyciszyć. Nawet nieszczęsny smoczek czasem nie pomaga.

Zuza najczęściej złości się przy zakazach (tak jak inne dzieci), a także w stuacjach nowych i takich, w których oczekuje się od niej współpracy. Nie lubi jak się manipuluje jej rękoma, czy ogólnie ciałem. Nawet ja nie mam zawsze przyzwolenia. Wtedy też histeryzuje.

Czasem, a nawet ostatnio bardzo często dochodzi do sytuacji, że podczas złości Zuzia kładzie się wali głową o podłogę, napina ciało, rzuca się cała, czy bardzo szybko kręci głową. Jest to bardzo niebezpieczne, ze względu na zdrowie (ogólnie) oraz możliwość uszkodzenia części wewnętrznej implantu.

Zastanawiam się, czy nie ma tu może zaburzeń o podłożu neurologicznym. Tak jak pisałam Zuzia od małego się złościła i napinała, jednak wszyscy mówili, że napięcie jest prawidłowe. A może jednak nie była? Może było wzmożone?

Wszystko to bardzo przeszkadza w terapii. Coraz częściej zajęcia są katorgą :( Proponowane zabawy są na nie (wtedy zaczyna się złość). Kiedy Zuzia lubi coś, pracuje bardzo ładnie, skupia się, słucha i wykonuje polecenia. Czasem ulubione zabawy są złe i historia się powtarza. Dodatkowo mamy bardzo duży problem ze skupieniem się.

Do tej pory nasze ulubione zajęcia - logorytmika, nie są już ulubionymi. Dodałabym, że na razie na nie nie chodzimy, odkąd jakieś dwa tygodnie temu Zuza dała takiego czadu, że w połowie zajęć musiałam z nią wyjść bo tak strasznie przeszkadzała. Biegała, płakała, bo jej nie pozwalałam, przeszkadzała innym dzieciom, że zabrałam ją. Ona nie korzystała, więc dlaczego mamy przeszkadzać innym. Bardzo mi przykro, bo są to świetne, rozwijające zajęcia. :(

Do tego wszystkiego doszły problemy ze snem. Po dniu kiedy histerii jest dużo, noc jest kiepska. Płacz przez sen i rzucanie się w łóżku.

Wiem, jak mam reagować na jej histerie, ale serce mnie boli, kiedy widzę, że jest jej ciężko i się męczy. Cierpliwość mam, panie są pod wrażeniem tego, bo one same czasem już same nie wiedzą jak to moje dziecko okiełznać.

Logopeda, z którą pracujemy od samego początku zasugerowała mi, żeby dać jej coś na uspokojenie. To samo wcześniej powiedziała mi moja mama. Na początku byłam na nie, ale z czasem zaczęłam się zastanawiać, czy czasem to nie jest dobry pomysł.

Poszłam do pediatry, który doskonale wie jak żywotna jest Zuzia i przepisał nam homeopatczne czopki Viburcol compositum.

Ogólnie rzecz biorąc są to czopki na niepokoje u niemowląt i dzieci przy ząbkowaniu, gorączce, kolkach. Łagodzi rozdrażnienie.

Jutro wykupię te czopki i sprawdzę jak będzie się zachowywać Zuzia. Mam nadzieję, że pomoże jej się troszkę uspokoić.

Czy macie może jakieś rady dla mnie jak jej pomóc?

poniedziałek, 5 maja 2014

18/52 na Majówce



"Ale duża piaskownica!"

Znów długo się nie odzywałam. Wyjechaliśmy nad morze do Kątów Rybackich. Mimo, że błagałam o ładną pogodę, to oczywiście (jak zwykle) była nijaka. 

Naszym głównym celem były zawody Baltic Cup w biegach na orientację. Co roku wybieramy się na tę imprezę, coby pościgać się na tych wspaniałych nadmorskich terenach. Zuzia tylko jeden dzień "biegała", bo tym razem ja chciałam sprawdzić się jaka jest moja forma. Hehe... o ile można powiedzieć, że mam jakąkolwiek formę. Zgłosiłam się do mojej kategorii wiekowej, ale wybrałam opcję z krótszymi trasami, W21S.

Powiem Wam, że bardzo fajnie było oderwać się od rzeczywistości i zrobić coś dla siebie. Biegi to moja pasja, hobby, sposób na życie. 

Jestem z siebie bardzo dumna, bo po trzech latach niebiegania, ze sporadycznymi wybrykami udało mi się być na "pudle"! Miałam fantastyczne rywalki, która są na tym samym poziomie co ja, więc rywalizacja była zacięta.


Zuzia podczas mojej nieobecności bawiła się z babcią, choć chyba powinnam napisać, że histeryzowała. Troszkę bawiła się w "przedszkolu", które zapewnili organizatorzy zawodów. 




Mimo, że pogoda była kiepska, było zimno i wietrznie, to i tak całe dnie spędzaliśmy na powietrzu. Wyjazd zaliczam do udanych, ale coraz bardziej martwi mnie zachowanie Zuzi. To temat na oddzielny post. Liczę, że coś mi poradzicie, bo chyba szybko osiwieję :(

A ja zrobiłam tylko jedno zdjęcie aparatem. Stwierdzam, że nie potrafię już robić zdjęć cyfrówką :( Lustrzanka to inny wymiar zdjęć. 

Mam nadzieję, że Wasza majówka była udana!