poniedziałek, 13 stycznia 2014

Zielona Gospoda

Jest takie miejsce w Polsce, do którego chętnie wracam. Pierwszy raz byłam tam 13 lat temu.


Wspaniały "dom", prowadzonych przez wspaniałą rodzinę. Pamiętam Panią Alę, właścicielkę, która niestety przegrała walkę z chorobą kilka lat temu. Wspaniała, ciepła kobieta, która zawsze dbała o to, żeby ten "dom" tętnił życiem. Teraz prowadzą go mężczyźni. Wiele się tu zmieniło. Jest sauna, siłownia, nowe pokoje. Ale klimat ten sam. Pyszne, domowe, zwykłe, dla ludzi jedzenie. A dookoła wspaniałe krajobrazy. Moje ulubione góry - Karkonosze. Zbiegane i przechodzone. Achh... Mam w głowie wspaniałe wspomnienia związane z tym miejscem.

Nasz pobyt trwał aż 10 dni. To jak na razie najdłuższy nasz wyjazd z Zuzią. Wyjechaliśmy drugiego dnia świąt. Miałam wielką nadzieję, że będzie śnieg. Jakże się pomyliłam. Cały nasz pobyt było cieplutko. Temeratura dochodziła nawet do 13-14 stopni! Ale było cudnie.

Wspaniałe spacery, niestety tylko te bliskie. Postanowiliśmy nie brać wózka, coby Zuza pochodziła sobie. A ta, zamiast chodzi, po paru krokach pyk na ręce chciała! Porażka. Wiadomo daliśmy radę. Zuza wyszalała się na placu zabaw. Najbardziej spodobała się jej zjeżdzalnia, której o dziwo latem jeszcze się bała. Zjeżdzała na siedząco, stojąco, leżąco, na brzuchu i skakała. Masakra!

Ten wyjazd dużo zmienił w spożywaniu posiłków. Tutaj dzięki temu, że mieliśmy pełne wyżywienie o stałych porach, Zuza nauczyła się jeść. Nie żeby nie jadła, ale zaczęła jeść zupy, kotlety, kanapki, co do tej pory było rzadkością. :/

Dodatkowo opanowała do perfekcji otwieranie wszystkich drzwi oraz wchodzenie i schodzenie ze schodów bez trzymania. Także, otwierała drzwi, uciekała i wchodziła na długie schody. Przy okazji szczerząc się nieprzeciętnie :)

W Sylwestra odbył się bal, my oczywiście też wzieliśmy kreacje. Bez szału bo przecież, trzeba biegać za dzieckiem. Zuza wytrzymała do 22. Pięknie się bawiła ze wszystkimi, była pierwsza na parkiecie i chętnie tańczyła. Nawet sama :)

Nowy Rok matka przywitała kiepsko. Czymś się przytrułam i niestety umierałam. Gdybym była młodsza, powiedziałabym, że za dużo wypiłam :) Ale niestety było to prawdziwe zatrucie pokarmowe. :( Więc cały 1 stycznia spędziłam w łóżku, nawet na posiłki nie schodziłam. Kolejnego dnia nie było lepiej. Zaczął boleć mnie ząb :( Ale to tak ostro. Proszki przeciwbólowe nic nie dawały i nie było wyjścia trzeba było zapisać się do dentysty w Jeleniej Górze. Wizyta następnego dnia, więc całą noc nie spałam, płukając buzię. A następnego dnia byłam w raju dentystycznym. Tak serio, serio. Jakby ktoś chciał namiar to śmiało! Następne dni były już lepsze. Znów mogła wyjść z pokoju i pooddychać świeżym powietrzem.

Bardzo się cieszę, że mogliśmy spędzić tyle czasu ze sobą oraz w gronie zawodników klubowych. Cudownie było! Ale ostatniego dnia bardzo się cieszyłam, że wracamy już do domu.

Zapraszam na małą fotorelację.
































6 komentarzy: